Tag Archives: Punjab Restaurant

Easter Punjabi style

Ten wpis jest live, bo nie skończyłem żreć :) Prosto że strzelania zajechałem na róg Hynka i Krakowskiej. A nuż..

Full luda! Na zamówienie, znaczy się na jedzenie czekałem pół godziny, ale warto było!

Jajāo! More spicey, more good! Szef przez pomyłkę (nigdy się z nim nie mogę dogadać;) dał mi herbatę z masłem czy tam mlekiem (hinduską w każdym razie) i nawet dobrze, bo się rozgrzałem lepiej :)

Ta obok jest gratis – próbowałem prostować to nieporozumienie :]

Kul, prawdziwie świąteczna atmosfera :)

Ngondeg

Dodaj komentarz

Filed under żarcie i picie

Onion Paratha

Już dwa razy pisałem o Punjab Restaurant, ale muszę jeszcze, bo zeżarłem placek z nadzieniem cebulowym :) Jest po prostu zarąbisty. Nie mam wiele do dodania. Danie o nazwie onion paratha/prantha to właściwie 2 placki w cenie 7zł.

Cieniutki, lekko mokry/oleisty. Mam przeczucie, że będę częściej tam chodził. Wygląda na to, że mają go codziennie. Reszta dań cały czas trzyma poziom, więc tym bardziej :)

Ngondeg

Dodaj komentarz

Filed under żarcie i picie

secret of the sweet stones

Będzie o Punjab Restaurant. Bywam tam raz, dwa razy w miesiącu, bo córka bardzo lubi to jedzenie i czasem żąda, żeby jej przynieść. Ja też lubię. Mają już rozwinięte i gaoji exposed menu. My, nautralnie, bierzemy mixy wegao na wynos po 15 zł za porcję.

Ostatnio zauważyłem, że na ladzie stoją takie niby cukiereczki o kształcie i wielkości ziaren ryżu w pojemniczku, co klienci sobie kulturalnie na koniec fiesty przysypują łyżką na rękę i podjadają. Któregoś razu stałem (w oczekiwaniu na takeaway) tak blisko, że nie wytrzymałem i spróbowałem. Nie byłem pewien, czy nie łamię jakiegoś plemiennego tabu :>

Okazuje się, że nie, tyle że -jak objaśnił jeden pan biesiadnik- to głównie po żarciu do odświeżenia zapachu w gębie, albo po papierosach :] Bardzo korzennie smakują, zatem spytałem właściciela (szefa sali?) co to naprawdę jest. Pan spojrzał na mnie, uśmiechnął się pobłażliwie i powiedział: – it’s kind of candy, we call it sweet stones.. Poczułem się jak nawiedzony miłośnik oryjentu, wannabe Indian, czy inny mega-hipster i głupio mi było drążyć temat, choć przysięgam, że usłyszałem wtedy frazę sweet stones – ostatecznie u nas też sprzedawali kiedyś „kamyki” w polewie czekoladowej czy innej.. No, ale wczoraj znów byłem i „kamyczki” były jakby jeszcze mniejsze i tak yebiście korzenne w smaku, że ze zapytałem raz jeszcze (choć innego) pana :]

na chwilę przed.. rozkminieniem ;)

I ten pan mi wyjawił, że to są nasiona kopru włoskiego. W polewie słodkiej, jasne, ale nie żadne cukierki per se! OK, może nie jest to najbardziej oryginalny składnik, jaki sobie można wyobrazić, ale przynajmniej nie zwariowałem. No i ponoć jest to standard w knajpach dalekich Indyji ;)

Żarcie, jak zwykle, more good! Jedyne do czego mogę się doczepić, to….. nieobecność Pendżabskiej Tygrysicy :) W pewnym momencie pojawiła się w tej restauracji kul pani. Trochę ładna, trochę groźna, ale bardzo uprzejma i profesjonalna. Biegłą w polskim i angielskim. Po złożeniu zamówienia niczego nie musiałem powtarzać, tłumaczyć, poprawiać i  w ogóle.. Inna rzecz, czy bym się odważył coś poprawiać.. :p Brakuje mi jej tam :)

Ngondeg

3 Komentarze

Filed under żarcie i picie